2007/06/30

Festiwal na miarę naszych czasów

W tej chwili pod Gdynią ma miejsce największy w historii polskiego przemysłu muzycznego festiwal, czyli Heineken Open'er Festival. Na lotnisko w Babich Dołach suną niezliczone masy ludzi, MTV co godzinę przenosi się na teren festiwalu, radiowa Trójka przeniosła się z Myśliwieckiej do Babich Dołów, tak więc można stwierdzić, że Open'er to wielkie święto muzyki w naszym kraju. Potężny sponsor gwarantuje, że można zobaczyć tam gwiazdy muzyki wszelkiej maści, tak więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

No właśnie... Nie od dziś wiadomo, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego, a w tym wypadku mamy do czynienia z muzyką od klubowego grania, przez hip hop i muzykę jaką gra Bjoerk (scharakteryzować tego nie sposób ;)), po rock i liczne jego odmiany. I tak się właśnie zastanawiam do kogo adresowany jest ten festiwal? Na pewno nie dla ludzi "muzycznie jednokierunkowych", bo po to, żeby pójść na 2 koncerty (a resztę traktować jako dodatek) jakiś interesujących daną osobę zespołów trzeba wydać ponad 200 zł i jechać przez pół Polski, czy nawet więcej...

Może po prostu moje zainteresowania muzyczne nie są tak szeroko rozwinięte (lubię rocka, ale szczerze powiedziawszy o Sonic Youth niewiele wiem, a z Bloc Party nigdy nie miałem jakiegoś większego kontaktu), żeby pojąć fenomen tego festiwalu. Być może, żeby poznać odpowiedź muszę poczuć klimat wielkiego festiwalu, a póki co nie było mi to dane. Teraz przyszło mi tylko czekać na to, iż organizatorzy utrafią w gusta tak ograniczonej gatunkowo osoby, jak ja.

2007/06/20

Autko się pali, tym razem w wersji studyjnej



Nazwa zespołu
: The Car Is On Fire
Nazwa płyty: Lake & Flames
Rok wydania: 2006
Skład zespołu: Jakub Czubak, Borys Dejnarowicz, Krzysztof Halicz, Jacek Szabrański
Gatunek: rock alternatywny
TCIOF w Internecie: Oficjalna strona, Myspace, Forum

W sobotę po koncercie, enderfield stwierdził, że to dziwne, że o tym zespole jeszcze nic nie było napisane na naszym blogu. Ta chwila jest dobrym momentem by to zmienić.

Powodów niepojawienia się tutaj było kilka. Pomijam, już względy typu brak czasu, czy brak chęci do pisania czegokolwiek. Chodzi tu o rangę w moim życiu muzycznym jaką pełnili "Carsi" do czasu ich koncertu w ramach IV Nocy Kulturalnej w Częstochowie. Traktowałem tę płytę jako swoisty przerywnik w słuchaniu nowej płyty Porcupine Tree, Yanna Tiersena, czy choćby kolejnych składanek The Silent Ballet, toteż ta płyta nie zagrzała jakoś szczególnie długo miejsca w odtwarzaczu. Być może było to spowodowane koncertem ze stycznia, na który wybrałem się tylko dlatego, że nic innego się nie działo, a The Car Is On Fire kojarzyłem ze składanki minimax pl II. Może niezbyt szczególne wrażenie sprawił fakt, że na koncercie było skandalicznie mało osób (około 30 na oko), a także to, że lepsze wrażenie zrobili na mnie niemieccy goście The Car Is On Fire - zespół monophox. Na ich kolejny koncert wybrałem się w podobnych okolicznościach, choć do tego doszła również chęć spotkania z forumowiczami TCIOF. No cóż... nie żałuję tego, że znalazłem się wtedy na ich koncercie, bo to był przełom w moim postrzeganiu zespołu - być może przez lepsze nagłośnienie, zdolny byłem zauważyć więcej swoistych smaczków, tym razem mogłem porównać wersje koncertowe z albumowymi, co dało mi dużo frajdy. Ponadto, od soboty "Carsi" ciągle chodzą mi po głowie (zresztą nie tylko mi, z tego co zauważyłem ;)), a to tylko dobrze o nich świadczy.

The Car Is On Fire w Częstochowie

Zatem do rzeczy. Muzykę TCIOF można krótko scharakteryzować, jako alternatywa rodem z Wysp Brytyjskich - chwytliwe granie na gitarze, rytmiczny bas, dodatkowo klawiszowe tło i przewijające się przez utwory sample, które bardzo dobrze wpływają na zróżnicowanie materiału na tej płycie.

Lake & Flames otwiera krótki, ale bardzo zapadający w pamięć utwór The Car Is On Fire Early Morning Internazionale, głównie przez to, że ma w sobie masę energii co pozytywnie nastawia na resztę albumu (polecam szczególnie zwrócić uwagę na ten utwór w wersji koncertowej). Następnie słyszymy charakterystyczny początek singlowego utworu Can't Cook (Who Cares?) (który notabene w bardzo zabawny sposób sparodiowali Mitche w trakcie sobotniego koncertu), który zwiastuje, że przez następne 3 i pół minuty będziemy mogli usłyszeć Carsów w wydaniu bardziej elektronicznym. Trzeci utwór to króciutki dziwoląg, będący jak gdyby zapisem próby (co można zauważyć po jakości nagrania). To samo można powiedzieć o utworze Stockholm. Cóż oba utwory do mnie nie przemawiają i słuchając płyty często je pomijam, gdyż według mnie niewiele wnoszą do albumu jako całości.

Opisywanie tutaj każdego utwory nieco mija się z celem, gdyż jest ich, aż 23. Powiem tylko, że płyta jest bardzo różnorodna, głownie przez to, że każdy z członków zespołu udziela się wokalnie (choć perkusista - Krzysztof Halicz raczej w nieznacznym stopniu), toteż można spotkać częste zmiany wokalisty, czy to w trakcie utworu, czy w kolejnej piosence na płycie. Powoduje to swoiste zaskoczenie. Świeżość tej płyty to również zastosowanie obok gitarowych partii, muzykę elektroniczną, czy choćby graną na instrumentach dętych, czy chwilowe przeplatanie się perkusji samplowanej z tradycyjną. Do moich ulubionych kawałków na tej płycie należą: The Car Is On Fire Early Morning Internazionale, Parker Posey, Ex Sex Is (Not) The Best (Title), Oh Joe, Love i Got Them CDs Babe, Thanks a Bunch z wczesno-progresywno-psychodeliczną końcówką. Oczywiście reszta utworów jest także ciekawa i warta uwagi słuchacza.


Oh, Joe - IV Noc Kulturalna

Kolejną rzeczą wartą uwagi są umiejętności tego warszawskiego kwartetu. Szczególnie podoba mi się linia basu, choć trzeba też przyznać, że perkusja i gitara stanowiąca tło dla gitary rytmicznej też są wysokich lotów.

Panie i Panowie, być może jesteśmy świadkami kształtowania się jednego z głównych "produktów" eksportowych polskiej sceny muzycznej.

PS. Zdjęcia z IV Nocy Kulturalnej mojego autorstwa możecie zobaczyć tutaj, a tutaj autorstwa licznych częstochowian.
Linki do filmików znajdziecie w tym temacie TCIOFowego forum.

2007/06/17

Autko się pali, panie Mieciu!

Wrócilim dziś z Enderfieldem od Leszka, który zaprosił nas na IV Noc Kulturalną, która odbywała się w Częstochowie. Ponieważ kultura częstochowska kojarzy nam się obu generalnie ze złą poezją, nie odmówiliśmy sobie przyjemności pojechania na miejsce i zobaczenia, z czym się pod Mountbrightem kulturę je.

Cóż, pozostaje zazdrościć, że czegoś takiego nie robi się u nas albo przynajmniej w Katowicach. Centrum miasta żyło do późnej nocy, było sporo rockowego grania, występowały teatry, były pokazy filmów, z ratusza produkowały się śpiewaczki operowe, w klubach łomotał bicik i ogólnie wyglądało to naprawdę wesoło. My skusiliśmy się na imprezę na podwórku klubu Carpe Diem, gdzie występowały zespoły The Car Is On Fire oraz Mitch And Mitch.

Tych pierwszych znam generalnie z Leszkowych eposów o polskich herosach rocka, słyszałem jakieś szczątki kawałków, jednak jakoś nigdy nie poczułem się powalony płonącym autem na kolana. Mitchów kojarzę z niesamowicie obciachowego plakatu, który wisiał swego czasu w różnych miejscach Katowic i który sugerował dość porąbaną i abstrakcyjną muzyczną zabawę. Zresztą, okres kiedy widziałem ten plakacik upłynął na moim roku pod znakiem perwersyjnej fascynacji The Syntetic i niejakim Miszczem Pawarotim, więc każdy nie-całkiem-normalny zespół traktowałem w kategoriach czystego wygłupu i prowokacji.

No ale do rzeczy. Przyszlim - na scenie produkował się trzyosobowy skład z samplowaną perkusją, który Leszek zaanonsował, jako W Dobrej Wierze. Nazwa sugerowała coś w rodzaju oazowego big bandu i tak to trochę wyglądało. Gitarzysta wyglądał jak skrzyżowanie tego nie-łysego kolesia z Kombii z basistą z teledysku "Lubelski Full". Dziewczyna przy mikrofonie sprawiała bardzo miłe wrażenie estetyczne - niestety psuła je niemiłosiernie naiwnymi tekstami piosenek oraz jeszcze gorszymi pogaduszkami do publiki. Bleeee, jeżeli do kilkudziesięciu stojących dość obojętnie osób mówi się sto razy na sekundę, że są niesamowite, to coś tu trąci fałszem. Jedyny utwór, jaki naprawdę mi się spodobał, to instrumentalne dziełko na dwie gitary (drugim gitarzystą był, podobno, wokalista Kombajnu Do Zbierania Kur Po Wioskach - w więc Star!). Aha - no i w trakcie dowiedzieliśmy się, że zespół zwie się Wyjebani W Dobrej Wierze. Było dużo śmiechu, a biorąc pod uwagę, jaki jest skład zespołu, nie wszystkie nasze żarty nadają się do powtórzenia.

OK, to wtopę mamy już za sobą, teraz będzie tylko lepiej. The Car Is On Fire okazali się być całkiem zgrabnym zespołem - chłopaki naprawdę umieją grać, mają dobry kontakt z publicznością (chociaż zapraszanie rozszalałej bandy na scenę to nie był najlepszy pomysł) i ogólnie dobrze się ich słucha. Co prawda, jak zwykle musiałem ponarzekać, że za mało jest tam "cichego" grania, że wszystkie utwory są w gruncie rzeczy podobne i że śpiew mógłby być staranniejszy, ale dammit Janet, nie wszyscy rodzą się Flojdami na samym starcie. Jak na młody polski zespół jest naprawdę nieźle.

Przyszła pora na Mitch And Mitch. Szczerze mówiąc, im bliżej było tego koncertu, tym bardziej się napalałem. Sam nie wiem czemu - chyba chciałem zobaczyć taki rockowy kabaret. No i było super. Koncert okazał się poważniejszy, niż myślałem, ale to nie znaczy, że nie było zabawnie. Chłopaki trochę się powygłupiali ("KARATE! PORNO!") i poużywali sobie na obsłudze technicznej rodem chyba z Nepalu (ileż można podłączać jeden syntezator??). Przede wszystkim jednak, pokazali, że naprawdę potrafią grać. Kompozycje, mimo, że miały miejscami trochę zamierzenie kiczowaty posmak (te syntezatorowe cymbałki... ;) ), to jednak miały w sobie coś fajnego. Ej, te zmiany rytmu, te nagłe przejścia to jakieś takie yesowo-progresywne jakieś... Herezja? Może, ale to tylko dobrze świadczy o Mitchach. Warto posłuchać. Zresztą gitarzysta The Car Is On Fire, który z pierwszego rzędu obserwował koncert miał minę świadczącą, że też mu się podobało.

W dobrej wierze wszystkim!

2007/06/14

Nieodkryte opowieści z Kalifornii


Nazwa zespołu: California Stories Uncovered (Tczew, Polska)
Nazwa płyty: .ep
Rok wydania: 2007
Skład zespołu: Mikołaj Motylski, Mateusz Szymański, Jakub Litwiński, Eugeniusz Suchowarow, Aleksander Neumann
Gatunek: post rock


Zacznę ten wpis od ponownego powołania się na historię, związaną z myspace, o którym trąbiliśmy już wielkokrotnie. Otóż pewnego dnia, zgłosił się do mnie postrockowy zespół Nomeolvides. Ich muzyka bardzo mi się spodobała, a kraj z którego pochodzą, czyli Wenezuela, pobudził mnie do refleksji nad polskim post rockiem. Niestety, nigdy nie słyszałem o jakimś przedstawicielu tego gatunku pochodzącego z kraju nad Wisłą i już powoli zaczynałem wątpić, czy w ogóle ktokolwiek w Polsce gra post rocka.

Odpowiedź nadeszła jakiś czas później, gdy ustawiając sobie budzik, usłyszałem w Trójce, w programie prowadzonym przez Piotra Stelmacha jakieś post rockowe dźwięki. Zaciekawiło mnie to i spodobało mi się, więc tym większe było moje zaskoczenie, gdy usłyszałem, że zespół California Stories Uncovered, który grał owy utwór pochodzi z Polski. Później potoczyło się już z górki - najpierw trafiłem na ich dopiero co powstały profil myspace, a później nabyłem ich EP, o której chcę się tutaj wypowiedzieć.

CSU na żywo (fot. Filip Maniuk)

Na początek warto zaznaczyć, że poszczególne utwory nie mają tytułów, toteż funkcjonują one w formie Untitled od 1 do 4. Rozpoczynający EPkę, utwór o numerze 1 pokazuje, że oprócz charakterystycznych postrockowych brzmień gitarowych, muzyka California Stories Uncovered obfituje także, w muzykę klawiszową. Utwór ten pozwolił zaistnieć tczewskiej grupie w środowisku postrocka, gdyż serwis muzyczny The Silent Ballet, umieścił właśnie ten kawałek na swojej internetowej składance opatrzonej cyfrą 4.

Untitled 2 to według mnie najlepszy utwór na całej płytce. Jest on najdłuższy, najbardziej rozbudowany i sądzę, że w nim najlepiej udało się muzykom utworzyć efekt budowania napięcia, korzystając z bardzo rytmicznej gry na perkusji, spokojnych wyciszeń tylko z pianinem, czy w końcu mocnego gitarowego uderzenia, które jest nieco zaskakujące, ale daje niesamowity efekt. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych postrockowych utworów, jakie w życiu słyszałem.

Kolejny, trzeci utwór to swoisty przerywnik, trwający tylko 2 minuty 50 sekund. Skoro był już opisany najlepszy utwór, to teraz czas na najsłabszy, którym jest według mnie Untitled 3. W ciągu tych niespełna 3 minut słyszymy powtarzający się motyw, który mam wrażenie, że "nie prowadzi do nikąd", bo utwór kończy się wyciszeniem i powtarzające się dźwięki gitary nie rozwijają się w coś innego (szkoda, bo ten motyw brzmi zachęcająco). Ogólną ocenę tego utworu, troszkę jeszcze psuje perkusja, która jak dla mnie nieco nie pasuje do całokształtu utworu.

Untitled 4, będący zarazem ostatnim utworem na tej EPce, to także rozbudowany kawałek. Mamy tu rozbudowaną linię melodyczną z gitarami, liczne przejścia i pauzy, świetną perkusję, różne efekty, czyli to co dobry post rock powinien zawierać.

Utwory 1 i 2 można przesłuchać, a także za darmo pobrać z ich profilu na myspace. Oprócz tego, znajduje się tam nagranie koncertowe i utwór demo.

Płytka ta jest co najmniej warta uwagi każdego fana post rocka i nie tylko. Tym bardziej należy zwrócić na nią uwagę, gdyż kosztuję niewiele, bo 10 zł, a jest pięknie wydana, jak na debiutancką EPkę. Wszyscy chętni zakupu, powinni się pośpieszyć, gdyż jest to limitowane do 300 sztuk wydanie. Szczegóły dotyczące zakupu znajdują się na oficjalnej stronie California Stories Uncovered w dziale Muzyka.