2007/04/15

Gitara, gitara...

Ostatnio coraz częściej spotykam gitarzystów-amatorów takich jak ja sam. Czasami w szkole, czasami przez znajomych, a najczęściej po prostu widzę na ulicy kogoś z charakterystycznym futerałem na plecach... Zdarza się także, że ktoś, kogo znam prosi mnie o pomoc przy zakupie instrumentu (u przyjaciół mam już opinię dosyć obstrzelanego - pewnie dlatego, że zdecydowanie za dużo o gitarze gadam :) ). Taki natłok młodych muzyków sprawia, że człowiek zastanawia się: czemu akurat gitara? Co w niej jest szczególnego, że ludzie ją rozchwytują na całym świecie?


Pierwszą przyczyną powyższego stanu rzeczy wydaje mi się być fakt, iż rock wraz ze wszystkimi jego pochodnymi (z gatunkami metalowymi na czele) jest nadal bardzo popularnym typem muzyki, mimo zaciętej konkurencji tzw. "masówki". A w rocku standardowym układem instrumentalnym jest wokalista z gitarzystą, basistą i perkusistą, plus ewentualnie klawiszowiec. Gitara jest najbardziej sztandarowym elementem gatunku. Jeśli dodamy do tego fakt, iż cała historia muzyki rockowej jest związana z niezależnością (zespołami tworzącymi w garażach, koncertującymi w barach itd.), a wejście na rynek zależy na pierwszy rzut oka tylko od własnych zdolności i kreatywności, znajdujemy powód tak wielkiej popularności gitary. Większość ludzi chce coś w życiu osiągnąć, a kariera muzyczna jest drogą bardzo kuszącą.

Jednak nie można podporządkowywać sukcesu sześciostrunowego instrumentu jedynie czyjemuś pragnieniu sławy. Jest mnóstwo muzyków, którzy nie dążą do uzyskania rozgłosu, a grają tylko i wyłącznie dla przyjemności. Jak ich "podciągnąć" pod moją teorię? Cóż, kolejna rzecz, jaka przyszła mi do głowy, to prostota gitary. Instrument ten ma konstrukcję bardziej sprzyjającą "samouctwu" niż takie, na przykład, skrzypce. Czemu? Przede wszystkim ma progi (czym odróżnia się od wzmiankowanych "gęśli") i z tego powodu nie wymaga na wstępnym etapie doskonale wykształconego słuchu muzycznego - można go rozwijać "po drodze". Poza tym, gitara elektryczna jeszcze bardziej ułatwia sprawę amatorom. Tutaj nawet nie trzeba konstruować akordów, żeby zagrać coś ciekawego - wzmacniacz nadaje odpowiednią głębię dźwięku, której nie trzeba (a często nawet nie powinno się) wspomagać basową podstawą akordu. Takiej właściwości nie mają na przykład klawisze - nie dodają one "szumu" wzmacniacza gitarowego i mimo wszystko trzeba na nich grać (choćby prostymi) wielodźwiękami, żeby stworzyć coś ambitniejszego niż "Wlazł kotek na płotek" w wersji disco... Dlatego też gitara daje prostszą, ale i ciekawszą drogę do realizacji własnej wizji artystycznej niż większość innych instrumentów.

No i ostatecznie - mamy zwykły, stary, nieskomplikowany instynkt stadny. Wielu jest gitarzystów, więc zachęcają oni nowych ludzi do spróbowania swoich sił w grze - świadomie bądź nieświadomie. Przypomina to trochę zabawę w stylu Jedi - padawan w Gwiezdnych Wojnach, ale zdarza się coś takiego bardzo często. Środowisko szkolne jest szczególnie sprzyjające do takich "epidemii", z tego, co widziałem (z pewnością jest jakieś psychologiczne wytłumaczenie, którego ja nie znam - ale i tak łatwo się domyślić, prawda?). Klasa szkolna zaczyna znajomość z jednym albo dwoma gitarzystami "na składzie", a kończy z pięcioma.

Powyższe przemyślenia są w większym stopniu efektem luźnych skojarzeń i prostych wniosków, niż jakiejś głębszej zadumy z mojej strony... Niektóre pewnie nie do końca oddają istotę całej sprawy, ale wydaje mi się, że mogą być prawdopodobne. Sam fakt, że jest tak wielu gitarzystów bardzo cieszy mnie i, jak sądzę, wszystkich miłośników muzyki rockowej - im więcej "uczniów", tym większa szansa na nowego Blackmore'a, Page'a, Knopflera albo nawet Hendrixa...

Hmmm, teraz, skoro to sobie uświadomiłem, może pójdę na miasto z gitarą kusić nowych "wybrańców"? :)

17 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No bez wątpienia gitara elektryczna jest właśnie tym instrumentem dzięki któremu narodziła się muzyka rockowa i wciąż jest niedzowna do grania większości podgatunków tego typu muzyki.
Co do standardowego zespołu rockowego miałbym pewne wątpliwości bo od drugiej połowy lat 60' klawisze stały się także główną częścią składów grup rockowych.
Nie będę ukrywał że już od dość dawna preferuję jednak klawisze niż gitary (i słucham wielu zespołów rockowych które nei mają gitar wcale albo używają ich w niewielkim zakresie) to jednak wciąż uważam że dobra gitara (w tym akustyczna!)zawsze dodaje tego specyficznego smaczku muzyce nawet jeśli tworzy tylko muzyczne tło a nie jest instrumentem prowadzącym (dość częśto taki styl uprawiali np. Steve Howe czy Steve Hackett). Co do bardziej dominujących gitarzystów to także cenię sobie także Ritchiego Blackmore'a i Jimmiego Page'a ale także Tony'ego Iommiego, Micka Box'a, Roberta Frippa, Vivian Campbell czy też Syda Barretta. Jest ich wielu :-)

enderfield pisze...

Co do klawiszy - zgadzam się, w tekście nie chciałem już za bardzo komplikować kilkoma wariantami instrumentalnymi w zespołach rockowych (poza tym nie wydaje mi się, żeby można było to w jakikolwiek sposób jednolicie zaklasyfikować).
Gitarzystów, owszem, jest co niemiara i każdy ma w sobie coś, czego nie mają inni (wystarczy poczytać czasopisma gitarowe - tamtejsi spece zawsze wyszukają jakąś nową niepowtarzalną cechę ;) ). A muzyka rockowa nie byłaby muzyką rockową gdyby zupełnie odcięła się od gitary - ten instrument zawsze musi gdzieś być, choćby grał drugorzędną rolę. I nie mówię tu o pojedynczych piosenkach - chodzi mi raczej o zastosowanie gitary w ogólnym zestawie instrumentalnym danego zespołu. Zdaję też sobie sprawę, że od każdej reguły są wyjątki ;)
A tak już zupełnie na marginesie, chciałem ze swojej strony podziękować za komentarz i zainteresowanie stroną - dobrze, że ktoś już to zaczyna przeglądać :)

Anonimowy pisze...

Hmmm, no nie zgodziłbym się że muzyka rockowa nie może istnieć bez gitary, gdyż jeśli mowa o hard rocku czy tradycyjym rock'n'rollu to bez wątpienia masz rację, ale co do mojego konika czyli rocka progresywnego (a także psychedelicznego) to takie uogólnienie nie ma już prawa bytu gdyż duża część zespołów (a nie tylko "wyjątki") nie używa gitar wcale albo używa tylko basu (bas to też niby gitara ale nie melodyczna) a są to z pewnością zespoły rockowe i nawet nie mają posmaku np. muzyki elektronicnzej mimo że używają całej masy interesujacych instrumentów klawiszowych (Hammond, Moog, mellotron, ARP, pianina, klawikordy, klawesyny, szpinet, czelesty i wiele innych). Po za tym rolę gitar mogą też odgrywać czasem dęciaki (tak jak np. w zespole Van Der Graaf Generator gdzie główną rolę mają saksofon i organy). Ogólnie bez gitar da się obejść i dość często ich brak pozwala na większe wyeksponowanie instrumentów które czasami w rocku nie mają zbyt dużo do "gadania".

A tak ogólnie to wasza stronka jest naprawdę fajna. Wreszcie znalazłem polsko języczną stronę na której ktoś rozumie o czym i o kim mówię jeśli chodzi o muzykę ;-). Byle tak dalej!

leszek pisze...

Ja na przykład słyszałem na składance post rockowej utwór zespołu All Angels Gone - (Stephen H.), w którym jest tylko fortepian, bas i smyczki. A jednak nadal jest to rock. Post, bo post, ale rock.

Chociaż osobiście, wolę, jak w obojętne jakim zespole, z obojętnie jakiego podgatunku rocka, ta gitara jest. W mniejszym, czy większym stopniu, ale jest. Szczerze powiedziawszy to bez gitary brzmi to jakoś dziwnie...

Anonimowy pisze...

No najsłynniejszym (i jednocześnie moim ulubionym zespołem ze wszystkich jakie nam) grającym rocka bez używania gitar (oprócz basu) był Emerson, Lake & Palmer (co prawda Lake czasami coś tam brzękał z rzadka na aukstyku albo już naprawdę rzadko na elektryku ale w gruncie rzeczy był to zespół bez-gitarowy). Noi oczywiście mieli wielu naśladowców którzy także wcielali w muzyce prog-rockowej formułę bez-gitarową (i są to oczywiście również zespoły które baaardzo lubię) np. Triumvirat, Collegium Musicum, The Trip, Le Orme, Egg, Tritonus i wiele innych a z nowszych czasów takie bandy jak Ars Nova, Standarte czy Trespass. Noi istniały też zespoły w których nie było wogóle nawet basisty: Hansson & Karlsson, Sixty Nine czy Attila.
Czy rock bez gitary brzmi "jakoś dziwnie" ? No być może i tak...no ale przecież o to właśnie chodzi w takich odmianach rocka :-).

leszek pisze...

Jasne, może istnieć rock bez gitar. Tylko, odpowiedz sobie na pytanie, ile osób zna i słucha te zespoły (nawet obytych w gatunku). Nie kwestionuję walorów ich muzyki, tylko chce zaakcentować to, że muzykę gitarową od klawiszowej dzieli ogromna przepaść, jeśli chodzi o popularność i chyba nic tego zmieni. A jak coś jest bardziej popularne, w mało popularnym gatunku to z reguły odgrywa bardzo ważną rolę w kształtowaniu tego gatunku.

Anonimowy pisze...

No w obecnych czasach bez wątpienia rock klawiszowy jest mało popularna, niestety :-(. Ale nei zawsze tak było.
Zapewniam jednak, że osoby obyte w gatunku znają większość tych zespołów, naprawdę. Mam dośiadczenie z forum o prog-rocku i tam te zespoły są naprawdę znane (świadczy też o tym to że jest tam duzo recenzji tych zespołów).
Zresztą nie chodziło mi o jej popularność tylko o to czy moze się podobać czy nie :-).

enderfield pisze...

Zależy też jak bardzo zaczniemy rozdrabniać kategorie - jeśli byłeś na forum, na którym mówi się głównie o rocku progresywnym, który sam w sobie jest już odmianą "klasycznego" rocka, to siłą rzeczy natkniesz się na ludzi, którzy orientują się w całej masie zespołów, o których wie niewielki odłam reszty fanów całego gatunku. Nie wiem, czy dostatecznie jasno się wyraziłem :)
Ale żeby nie było - uznaję ideę gry bez gitary, tylko też uważam ją za dosyć "dziwną". W ostatecznym rozrachunku moje zdanie jest dosyć podobne do zdania Leszka.

Anonimowy pisze...

"jeśli byłeś na forum, na którym mówi się głównie o rocku progresywnym, który sam w sobie jest już odmianą "klasycznego" rocka, to siłą rzeczy natkniesz się na ludzi, którzy orientują się w całej masie zespołów, o których wie niewielki odłam reszty fanów całego gatunku."

No właśnie wydaje mi się że na tym forum to jest już większość fanów tego gatunku (nawet osoby z tak egzotycznych krain jak Indonezja czy Brazylia) dlatego wysuwam takie przypuszczenie, że większość fanów prog-rocka jednak zna te zespoły, które wymieniłem. Dlatego polemizuje z Leszkiem, ktory uważa że nawet osoby obyte w gatunku nie znają tych bandów :-). I tylko tyle chciałem powiedzieć.
A że muzyka taka jest "dziwna" to nie ma żadnych wątpilwości. Dlatego ją pewnei tak lubię ;-).

graphikk pisze...

Moje trzy grosze:

Generalnie interesuje mnie wszystko co jest w jakiś sposób inne od schematu, wzoru, niebanalne, oryginalne, awangardowe, intrygujące itd. I tak jest nie tylko z muzyką ale ze wszystkim co mnie otacza.

Gitara w rockowych gatunkach to coś do czego niemal wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni ale bez niej obchodzono się juz za czasów rock'n'rolla, że wspomnę tylko (bo więcej nazwisk do głowy nie wpada:) o Jerry'm Lee Lewisie, który rockował za pomocą klawiszy, nie strun.

Fascynacja brytyjskim Archive ułożyła mi w głowie myśl, że gatunek muzyczny niekoniecznie trzeba definiować poprzez instrumenty jakich użycie w nim dominuje. Archive uważam za przedstawiciela nowej fali rocka, choć ich albumy różnią się między sobą znacznie, od trip-hopu, poprzez elektronikę, indie do tradycyjnego brzmienia rockowego. Ale to cały czas jest Archive, i to cały czas jest rock.

Ważniejsze jest coś więcej niż tylko narzędzie, które służy ci do wydobywania dźwięków.

Discuss:).

ddawwidd pisze...

Tak naprawdę, to rocka z gitarami tak na 100% skojarzył punk - wcześniej normą było dość rozbudowane instrumentarium, z całą baterią klawiatur. Punkowcy, jako "głos ludu", nie mieli takich funduszy na sprzęt (przynajmniej początkowo). Na pierwszy ogień poszły więc klawisze - później dorobiono do tego ideologię, że to symbol pieniędzy, zepsucia i zadęcia w rocku.

Cieszy mnie, że tak wiele zespołów wychodzi ponad schemat: dwie gitary + wokal + bębny. Sporo pojawia się teraz instrumentów totalnie "odjechanych", etnicznych - bardzo fajny trend.

BTW - a co powiecie na taki "heavy metal instrument", jakim jest flet? ;) Jethro Tull w końcu też zespołem rockowym są ;)

BTW2 - uścisk dłoni prezesa dla tego, kto wyjaśni, o co chodzi z "heavy metal instrument" :) Czas, start!

Anonimowy pisze...

"Ważniejsze jest coś więcej niż tylko narzędzie, które służy ci do wydobywania dźwięków."
Niby tak...ale ja i tak od dość dawna preferuję jednak zespoły z klawiszami (przedewszystkim organami) w roli głównej. Po prostu jak ktoś dobrze zasuwa po Hammondzie to to nie moze brzmieć dla mnie źle :-).

"Gitara w rockowych gatunkach to coś do czego niemal wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni ale bez niej obchodzono się juz za czasów rock'n'rolla, że wspomnę tylko (bo więcej nazwisk do głowy nie wpada:) o Jerry'm Lee Lewisie, który rockował za pomocą klawiszy, nie strun."
No chyba Jerry jest jednym z prekursorów takiej muzyki.

"Generalnie interesuje mnie wszystko co jest w jakiś sposób inne od schematu, wzoru, niebanalne, oryginalne, awangardowe, intrygujące itd. I tak jest nie tylko z muzyką ale ze wszystkim co mnie otacza."
Ja raczej tylko z muzyce tak kombinuję a tak to raczej stara konserwa jestem :-). No chyba że uznajesz to że bardziej podobaja mi się azjatki niż białe za awangardowe upodobania :-P.

"Tak naprawdę, to rocka z gitarami tak na 100% skojarzył punk - wcześniej normą było dość rozbudowane instrumentarium, z całą baterią klawiatur. Punkowcy, jako "głos ludu", nie mieli takich funduszy na sprzęt (przynajmniej początkowo). Na pierwszy ogień poszły więc klawisze - później dorobiono do tego ideologię, że to symbol pieniędzy, zepsucia i zadęcia w rocku."

Punk-rock - symbol upadku dobrego, starego rocka jak dla mnie, a potem było zazwyczaj juz tylko gorzej...Nienawidzę punk-rocka i tej ich retoryki rodem z książek pana Marksa, fuj... Słowa to jeszcze można byłoby przeboleć bo to raczej typowa sprawa dla rocka, buntującego się z zasady przeciwko temu co zastaje ale reszta- czyli - muzyka jest jeszcze gorsza w tym gatunku.

"Cieszy mnie, że tak wiele zespołów wychodzi ponad schemat: dwie gitary + wokal + bębny. Sporo pojawia się teraz instrumentów totalnie "odjechanych", etnicznych - bardzo fajny trend."
Mnie też to cieszy :-).

"BTW - a co powiecie na taki "heavy metal instrument", jakim jest flet? ;) Jethro Tull w końcu też zespołem rockowym są ;)"

Jethro Tull - czołowy zespół progresywnego folk rocka = trzeba znać ! Szczególnie polecam albumy "Thick as a brick" i "A Passion Play" ! Flet jest tam jak najbardziej na miejscu, w koncu sami nazywali siebie minstrelami.

"BTW2 - uścisk dłoni prezesa dla tego, kto wyjaśni, o co chodzi z "heavy metal instrument" :) Czas, start!"

Cholera no to mnei ominie bo już sam nie wiem o co chodzi :-/.

P.S.Mam nadzieje że poruszyłem tak drażliwe tematy, że pobudze tym ludzi do dyskusji :-).

graphikk pisze...

Ozzy ponownie rozruszał temat, powinniśmy mu jakąś pensję ustalić, co, chłopaki? :)

Nie będę komentował merytorycznie, bo koncentruję sie na wygraniu konkursu, nagroda taka sobie ale wygrać to wygrać, a nie... :)

"BTW2 - uścisk dłoni prezesa dla tego, kto wyjaśni, o co chodzi z "heavy metal instrument" :) Czas, start!"

Ciężki instrument zrobiony z metalu? A może instrument zrobiony z ciężkiego metalu? :)

ddawwidd pisze...

Nope :) W końcu lat 80. (dokładnie w 1988 roku), Jethro Tull powrócili w triumfalnym stylu na scenę rockową albumem "Crest of a Knave" - płytką baaaardzooo sympatyczną, mimo że stylistycznie zerżniętą od Dire Straits. No i zostali nominowani do nagrody Grammy.

Absolutnym, totalnym faworytem w kategorii "Best Hard Rock/Metal Performance Vocal Or Instrumental" była wówczas Metallica. Fani i muzycy tegoż zespołu byli tak pewni wygranej, jak gdyby grali mecz z SKS Pcim Dolny, a sami byli Barceloną. No i przegrali. Z J-Tull właśnie.

Fani Metalliki oczywiście zrobili raban, że co to ma być, że co to za *heavy metal*, że to przecież trzy ćwierci do śmierci, a nie rockmani itd. No to wytwórnia płytowa J-Tull wykupiła całostronicowe reklamy w pismach muzycznych z tekstem:

"FLUTE IS A HEAVY METAL INSTRUMENT"

leszek pisze...

Motyw przedni! Trzeba mieć tupet i poczucie humoru zarazem do czegoś takiego ;)

Anonimowy pisze...

No niestety jak na razie nie słuchałem jeszcze płyty "Crest of a Knave" ale widze, ze trzeba będzie nadgonić :-) (jak dotąd wysłuchałem "tylko" wsyzskich płyt Jethro Tull'a z lat 70'). Kto by pomyślał, że takie laury na nich spadną dopiero tak późno ...
Co do Metallicy to poraz kolejny cieszę się, że ich nie słucham :-). Niezłe z nich buce...Noi z ich fanów tyż.

ddawwidd pisze...

Ozzy - Grammy to dla mnie żadne specjalne wyróżnienie, taka typowo amerykańska popowa nagroda. Ja tej płyty w całości nie słuchałem, znam kilka kawałków, ale za samo "Said She Was A Dancer" warto tego posłuchać.

Co do późnych laurów:

Yes: 1984 (za najlepszy utwór instrumentalny) - "Cinema"
Pink Floyd: 1994, kategoria ta sama, utwór "Marooned"
Led Zeppelin: nigdy
Deep Purple: nigdy
King Crimson: hehehe... ;)