2007/04/20

Tańcząc o architekturze

Thelonius Monk [Google mi to znalazło, nie jestem taki mądry] powiedział, że pisanie o muzyce to jak taniec o architekturze. I właściwie ma rację. [powiedział ddawwidd, zamknął bloga i wyłączył komputer]. Stop. Tak do niczego nie dojdziemy. Jeszcze raz.



Thelonius Monk powiedział, że pisanie o muzyce to jak taniec o architekturze. I właściwie ma rację. [Stój!] Jaki jest więc sens angażowania się w niewątpliwie pisemną aktywność, jaką jest blog poświęcony muzyce? Wydaje mi się, że wszystko zależy od tego, jak o tej muzyce pisać będziemy.



Moje podejście do artykułów na temat muzyki jest dość schizofreniczne. Z jednej strony, lubię czytać teksty muzyczne, książki na temat moich ulubionych zespołów pochłaniam z niekłamaną przyjemnością. Co więcej, lubię nawet poczytać recenzje, chociaż przy tym ostatnim punkcie trzeba już zrobić pewne założenie. Otóż jeżeli czytam recenzje płyt, które znam, najważniejszy jest dystans. Często-gęsto nie udaje się go zachować. Łatwo sobie powiedzieć: "Och, to tylko interesujący inny punkt widzenia drugiej osoby". Ale jeszcze łatwiej jest wyzwać słowem grubym autora recenzji, w której pisze że "Tales From Topographic Oceans" to sterta śmiecia. Prawda? :)



Nie lubię sztampowych recenzji. Nie cierpię, gdy autor sprawia wrażenie, że płytę puścił sobie, jako podkład do czytania słownika terminów muzycznych. Albo jeszcze lepiej - zaczyna tekst od rzucenia zbitkiem angielskich nazw [co najmniej pięć elementów], które wrzucają zespół do jakiejś tam szufladki. Przykładowo: "Ich styl to mieszanina jazzu, nu-metalu, post rocka z elementami progresji, której nie powstydziliby się The Clash, a także z lekko grunge'ującymi smyczkami w stylu nieodżałowanych Shocking Monkeys". Wszyscy wszystko wiedzą, no nie? :)



Uwielbiam, kiedy piszący przekazuje mi trochę swojej wiedzy muzycznej bez nachalności. Kiedy potrafi otwarcie pisać o swoich uczuciach - bo tak, muzykę się przede wszystkim czuje, a więc mówienie o niej bez wspomnienia o uczuciach jest sztywne, puste i nudne. Lubię takie książki, jak "Niezapomniane płyty historii rocka" Jerzego Skarżyńskiego, w których autor operuje przede wszystkim rozróżnieniem "podoba/nie podoba mi się". Bo w moim odczuciu, w pisaniu o muzyce właśnie to jest najważniejsze - przekazać własny zachwyt nad czyimś dziełem, jak najpełniej oddać to, co w nas dany utwór poruszył. A wtedy, przy odrobinie szczęścia, może i nasz czytelnik posłucha płyty.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Thelonius Monk (kimkolwiek on jest) nie ma kompletnei racji. Ja uwielbiam pisać o muzyce prawie tak samo jak jej słuchać. Tak samo lubię fora (jestem członkiem dwóch: www.progarchives.com i www.allmusica.fora.pl), recenzje (czytać i pisać szczególnie na progarchivesie ale także i na rateyourmusic) noi oczywiście blogi (jak narazie tylko ten wasz znam szczerze mówiąc ;-).
Co do "Ich styl to mieszanina jazzu, nu-metalu, post rocka z elementami progresji, której nie powstydziliby się The Clash, a także z lekko grunge'ującymi smyczkami w stylu nieodżałowanych Shocking Monkeys" to nei jest to aż takie głupie według mnie ponieważ można się dzięki temu dowiedzieć trochę o teorii muzyki (jak znasz takie nazwy to zawsze możesz ich później poszukać na innych stronach co znaczą) a także przeczytać jakie zespoły graja podobnie do tego i dzieki temu można się też nimi zainteresować.

graphikk pisze...

Rzadko czytam recenzje płyt, bowiem praktycznie za każdym razem gdy to robię odnoszę wrażenie, że autor bardziej pisze o sobie niż o muzyce.

Wolę, i to nieporównywalnie bardziej, słuchać audycji radiowych, takich jak (będę oryginalny:) "Minimax". Ostatnimi czasy są to także "Offensywa", "Program alternatywny" i, jak się trafi, nawet "Trzy Kwadranse Jazzu":). Z racji pory nie dane mi jest systematyczne słuchanie "Nocy Muzycznych Pejzaży", a szkoda, i to wielka.

BTW, jeśli ktoś zna godne polecenia programy w innych stacjach radiowych niż PR3, proszę o kontakt:).

Pzdr

Anonimowy pisze...

Skoro nie lubisz recenzji to znaczy, ze czytasz złe recenzje ! Moje recenzje polecają się do czytania:

http://www.progarchives.com/album.asp?id=996

http://www.progarchives.com/album.asp?id=5893

http://www.progarchives.com/album.asp?id=5620

Narazie tyle udało mi się wysmarzyć :-). Mam andzieję, ze za bardzo nie okaleczyłem tego języka ;-).

(moje recenzje są na samym dole stron bo są najnowsze)

P.S.Radia praktycznie nie słucham bo nadają dobre rzeczy tylko wtedy kiedy sobie smacznie śpię :-/.

Emil Macherzyński pisze...

thelonious monk to jazzman, kurde. pozdro ozzy.

Anonimowy pisze...

Ok, dzięki za poszerzenei mojej wiedzy muzycznej :-).